piątek, 15 kwietnia 2011

Jeden dzień z życia niepracującej mamy

6.10
Pobudka. Mąż wstaje i zbiera się do wyjścia do pracy.
Młodszy Syn Krzyś (1 rok) przeciąga się, przewraca, popłakuje, chyba zastan awi się czy już czas wstać. Szybko podchodzę do niego, daje smoczka. patrzy na mnie półprzytomnymi oczami. Kołysze go lekko i modle się w duchu żeby dał mi jeszcze pospać. Zasypia. Szybciutko uciekam z powrotem pod kołdrę.
8.15
Budzi mnie głośne marudzenie Krzysia. Podnoszę się, widzę uśmiechniętą buźkę. Krzyś jest w pełni gotowy do rozpoczęcia nowego dnia, robi coś na kształt przysiadów, podciąga się na barierce łóżeczka. Wyciągam go, zmieniam pieluchę, przebieram. Biorę go na ręce i idziemy budzić starszego Synka Marka (4 lata). Maruś, który ledwo otworzył jedno oko woła „mleczko, chcę mleczko”. Zostawiam więc gaworzącego Krzysia przy łóżku Marka i idę do kuchni przygotować dwie porcje mleka. Wracam, obaj szybko wypijają, Marek w łóżku, Krzyś na moich kolanach.
Ścielę łóżka, wszystkie po kolei. W sypialni ściągam pranie z suszarki. Z pokoju obok słyszę płacz Krzysia, biegnę. Krzyś leży zapłakany na dywanie. Podnoszę go i pocieszam. Marek zbyt energicznie wyrwał mu z rąk swojego ulubionego królika. Tłumaczy, że przecież jest jego, a Krzyś go obślinił. Tłumaczę mu zawile, że tak nie powinien robić, ale, bądź co bądź, nikt nie chciałby mieć swojej przytulanki obślinionej.
 9.45
Myję szybko włosy i zjadam z Markiem śniadanie. Myję naczynia. Nastawiam do gotowania zupę dla Krzysia. Dla pozostałych mam prawie cały obiad z poprzedniego dnia. Wystarczy obrać ziemniaki co robię od razu. Chłopaki siedzą w pokoju, Marek bawi się strażą pożarną, która oczywiście niemiłosiernie wyje, Krzyś obgryza plastikowy kubeczek. Bawimy się chwilę razem.
10.50
Odkurzam szybko całe mieszkanie z asystą obu chłopców. Krzyś raczkuje tuz za odkurzaczem, chyba chce poczuć wiatr we włosach i nic nie pomaga ostawianie go na bok. Następnie wkładam do pralki brudną bieliznę (Krzyś ja wyciąga), ustawiam program, włączam. Zjadamy po kawałku banana, zmieniam pieluchę Krzysiowi i zbieramy się do wyjścia na spacer.
11.40
Sprawdzam temperaturę za oknem i szybko decyduje w co ubrać młodych. Ubieramy się za to w żółwim tempie, bo Krzyś marudzi niemiłosiernie, zapewne zrobił się śpiący i zaśnie jak tylko wyjdziemy. Pakuję mini paczkę żywnościową na wypadek jakby zgłodnieli.
Koło 12.00 ruszamy. Sprowadzam Marka na parter, a następnie znoszę wózek z Krzysiem, oj, ten zestaw waży sobie już trochę. Po drodze robimy małe zakupy na pobliskim bazarku. Następnie idziemy na Planty, bo w okolicy nie ma innego miejsca gdzie dzieci mogą sobie beztrosko pobiegać. Na jazdę do parku jest zbyt niepewna pogoda. Chodzimy tu i tam. Wstępujemy na Rynek. Maruś prosi o precla z makiem, kupujemy i powoli na ławce przeżuwamy. Pogoda robi się coraz mniej atrakcyjna.
13.50
W pośpiechu wracamy do domu, bo zaczyna kropić deszcz. Maruś narzeka, że nie może tak biec, bo już go nogi bolą. Zwalniamy, a ja pluje sobie w brodę, że wypuściliśmy się tak daleko i pewno teraz zmokniemy. Na szczęście tuż po godzinie 14.00 udaje nam się dotrzeć do domu i dopiero wtedy zaczyna porządnie padać.
Budzi się Krzyś. Rozbieram wszystkich. Krzyś głośnym płaczem domaga się jedzenia. Marek marudzi, bo jest zmęczony i kładzie się na środku przedpokoju. Szybko podgrzewam obie zupy. Krzysia sadzam w krzesełku do karmienia, a Marka zaciągam do łazienki i myje mu ręce. Krzyśko wrzeszczy już wniebogłosy. Zakładam obu śliniaki i nalewam zupy do miseczek. Marek zaczyna powoli sam jeść. Krzysia szybko karmię. Przy końcu zupy zaczyna strasznie pluć, co oznacza, że się już najadł i nie tknie więcej ani pół łyżeczki. Wycieram buzię Krzysiową i swoją i wszystko dookoła, na czym zauważam resztki zupy. No cóż, jeszcze sobie poczekam zanim usłyszę „dziękuje bardzo, ale więcej nie jestem w stanie zjeść”. Dokarmiam Marka, bo widzę, że nawet trzymać łyżki już nie ma siły. Kończy jeść i idzie się bawić.
15.00
Mąż wraca z pracy. Jemy oboje zupę, a następnie grzeje II danie. Marka tez się udało namówić na małą porcyjkę. Krzysio wsuwa ziemniaczki. Rozmawiamy. Myję naczynia, a następnie rozwieszam pranie w łazience.
Marek chce oglądnąć bajkę na płytce. Zgadzam się. Za chwile słyszę „Strażak Sam na miejsce mknie...” Krzysiek próbuje wdrapać się do Marka na kanapę i ciągnie go za nogę, za co mu się obrywa i ląduje zapłakany na dywanie. Przytulam Krzysia, Mąż „pracuje” nad Markiem.
16.30
Biorę wciąż rozżalonego Krzysia do kuchni i sadzam go w krzesełku, a sama myję stół i kuchenkę, chowam suche już naczynia do szafki, myślę co zrobić na jutrzejszy obiad i słucham propozycji Rodzinki. Rozmrażam mięso, nastawiam zupę, a następnie przemywam mopem podłogę w kuchni. Marek bawi się z Tatą klockami, budują....nie wiem co to może być.
17.30
Krzysiowi zamykają się oczy więc kładę go do łóżka. Zasypia. Ja biorę się za prasowanie sterty ubrań. Włączam telewizor, nie lubię prasować w ciszy. Marek idzie na posiedzenie rady najwyższej czyli na kibelek. Jak prawdziwy mężczyzna bierze ze sobą książeczkę z serii „Co słychać na budowie” i ogląda strona po stronie. Schodzi mu na tym ok. 15 minut czyli tez jak prawdziwemu mężczyźnie ;) Potem bierze się z Tatą za majsterkowanie typu: regulowanie drzwi, doklejanie nogi weteranowi wojennemu, rozkręcanie i skręcanie ciężarówki, Marek to uwielbia. Robię im małe co nieco do jedzenia. Chowam deskę do prasowania i żelazko.
19.00
Budzi się Krzyś. Markowi włączam bajkę o ScoobyDoo i potem „Toma i Jerrego” w TV, woli to od wszystkich wieczorynek. Robię małe co nieco, tym razem dla Krzysia.
20.10
Oglądam swój serial, głównie patrzę, bo słyszę co drugie słowo wśród gaworzenia, piszczenia, płakania, uspokajania, wycia syren straży pożarnej, melodyjek z przepięknej zabawki edukacyjnej itp. Mąż bierze po kolei obu chłopców do kąpieli. Koło 21.00 przygotowuję dwa mleczka, powtórka rytuału z rana.
21.30
Usypiam Krzysia. Czytam Markowi 2 bajki. Obaj śpią. Robię śniadanie do pracy dla Męża.
Siadam i nie mam siły wstać żeby się ukąpać. Oglądam jakiś film, sprawdzam pocztę na internecie. Mąż idzie się położyć, a ja kąpać.
23.10
Zbieram się do łóżka. Po drodze zaglądam do chłopców, obu przykrywam, całuję i uśmiecham się. Moje Kochane Skarby.
Kładę się i nie mam najmniejszych problemów z zaśnięciem.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Urodzę ci braciszka

Pojawienie się rodzeństwa to dla jedynaka nie lada problem. Twoja pociecha łatwiej zaakceptuje nowego członka rodziny, jeżeli odpowiednio wcześnie przygotujesz ją na zmiany.


Dziecko, które jest jedynakiem, zwykle tęskni za rodzeństwem. Kiedy jednak w domu pojawi się wymarzony braciszek lub siostrzyczka, nie radzi sobie z emocjami. Jego świat się zmienia. Odtąd musi dzielić się z maluchem – zabawkami, uczuciami mamy, uwagą innych dorosłych. Już nie jest oczkiem w głowie babci, jedynym skarbem tatusia, gwiazdą rodzinnych spotkań. To rodzi zazdrość, bunt. Planując drugie dziecko, musisz się na to przygotować. Oczywiście nie da się zupełnie zapobiec sytuacjom, kiedy starsze dziecko będzie zazdrosne o młodszego brata czy siostrę. Można jednak złagodzić jego napięcie i niepokój. Dzięki temu w przyszłości rodzeństwo będzie się lubić, a nie rywalizować o lepszą pozycję w rodzinie.


 Uprzedź fakty


Jeżeli od początku wiesz, że chcesz mieć więcej niż jedno dziecko, to przygotuj na to swego jedynaka, jeszcze zanim podejmiesz ostateczną decyzję o drugim dziecku. – Trzeba oswajać malucha z myślą, że posiadanie rodzeństwa jest czymś naturalnym – tłumaczy psycholog Agnieszka Kostrzewa. – Mówmy mu o tym, pokazujmy inne rodziny, zwracajmy uwagę na znajome rodzeństwa, podkreślając, że są między nimi podobieństwa i różnice. Uprzedzanie faktów daje dziecku więcej czasu na przyzwyczajenie się do myśli, że nie będzie samo. Wtedy pojawienie się nowego członka rodziny stanie się dla niego naturalnym wydarzeniem, a nie dramatem i karą. Ważne jest również to, żeby mama nie budowała pomiędzy sobą a pierwszym dzieckiem nienaturalnie silnej więzi, takiej na wyłączność. Inne osoby z rodziny (ciocie, dziadkowie) również powinny być zaangażowane  w jego wychowanie. Dziecko musi wiedzieć, że nie tylko mama się nim zajmuje, i że nie w każdej chwili może być do jego dyspozycji – podkreśla psycholog.

 

„Ty też byłeś mały…”


Najlepsza jest taka sytuacja, kiedy dziecko samo domaga się rodzeństwa. Przekonane, że będzie to coś bardzo atrakcyjnego, łatwo zaakceptuje twoją ciążę, a nawet zacznie się nią cieszyć. Czasem jednak trzeba mu w tym pomóc. Niech dowie się o nadchodzącej zmianie od ciebie (a nie np. mimochodem od babci), poczuje się wtedy ważne, dopuszczone do wydarzeń. Rozmawiaj z nim o wyborze imienia dla brata czy siostry, biorąc poważnie pod uwagę jego propozycje. Pozwól mu dotykać swojego brzuszka, mów mu o tym, że czujesz ruchy dziecka. Pamiętaj jednak, że kilkulatek nie zdaje sobie sprawy, że nie wolno za mocno uciskać brzucha, że potrzebujesz więcej snu, nie możesz już go dźwigać i nosić na rękach. Okazuj swojemu jedynakowi wiele uwagi i cierpliwości. – Dobrze jest mu opowiadać, jak sam był malutki, jak kopał w brzuchu, jak wyglądał po narodzinach. Trzeba też odpowiednio wcześnie tłumaczyć, że małe dzieci są bezradne i potrzebują więcej opieki. Można na przykład mówić: „Kiedy byłeś mały, nie mogłeś sam chodzić ani jeść. Musiałam cię karmić, ubierać, przewijać”. W ten sposób przygotujesz dziecko do tego, że czekają cię przy noworodku nowe obowiązki, na które będziesz musiała przeznaczyć swój czas – mówi Agnieszka Kostrzewa.

 

Nie izoluj dziecka


Dwu- czy trzylatek szybko zapomina, że był kiedyś jedynakiem, dlatego samo pojawienie się w domu drugiego dziecka nie musi być dla niego problemem. Nieprzyjemne odczucia mogą wystąpić wtedy, gdy dziecko poczuje się odizolowane od mamy. Na czas porodu nie należy go wysyłać do babci, przekazywać opiekunce, oddawać do żłobka. Odbierze to bowiem jako odrzucenie. Jeśli więc zamierzasz włączyć inne osoby w opiekę nad starszym dzieckiem, zrób to dużo wcześniej (zanim zajdziesz w ciążę) albo nieco później, kiedy dziecko oswoi się z nową sytuacją. Potem, po porodzie, w miarę możliwości poświęcaj pierworodnemu sporo uwagi. Baw się z nim, dużo rozmawiaj, czytaj mu bajki. Pozwól mu się przyglądać, jak kąpiesz czy przewijasz niemowlaka.
Dziecko, które chodzi do przedszkola, nieco inaczej będzie reagować na pojawienie się rodzeństwa w domu. Nie jest już bowiem tak mocno związane z mamą. Na tym etapie w naturalny sposób zaczyna się interesować rówieśnikami i więcej uwagi skupia na kontaktach z nimi. Tak więc dla pięciolatka wyjście na urodziny do kolegi czy wizyta z tatą w zoo będzie większą atrakcją niż siedzenie z mamą i niemowlęciem w domu. Starsze dziecko (6, 7 lat), szczególnie dziewczynka, może przejawiać chęć włączenia się w opiekę nad maluszkiem. Pozwalaj mu na to, oczywiście pod swoją kontrolą. Dzięki temu poczuje się potrzebne. Uważaj jednak, żeby nie przesadzić. Nie obarczaj dziecka zbyt wieloma obowiązkami i zadaniami. Korzystaj z jego pomocy tylko wtedy, gdy ono samo wyjdzie z inicjatywą. – Dobrym rozwiązaniem dla dziewczynki jest lalka typu baby born – podpowiada psycholog. – Opiekując się nią, naśladuje mamę i czuje się równie ważna jak ona.

 

Przywileje starszego


Kiedy niemowlę uśmiechnie się do brata czy siostry, wykorzystaj to. Powiedz: „On naprawdę cię lubi! Popatrz: poznaje cię, uśmiecha się do ciebie”. Pomóż dziecku dostrzec dobre strony malucha, na przykład to, że jest taki zabawny. Nie przesadzaj jednak ze swoim entuzjazmem i nie oczekuj zachwytów od swej pierworodnej pociechy. Nie pytaj wciąż, czy dzidziuś jej się podoba, czy go lubi, kocha...
– Zdarza się, że dziecko 3-, 4-letnie pod wpływem niemowlęcia „cofa się” w rozwoju, naśladując jego zachowania. Może się domagać butelki z mlekiem, zakładać sobie pieluszkę, ssać palec. W ten sposób rywalizuje z młodszym rodzeństwem, domagając się uwagi mamy. Takie zachowania to sygnał, że trzeba poświęcać dziecku więcej czasu – tłumaczy Agnieszka Kostrzewa. – Należy też szczególnie podkreślać przywileje starszeństwa, np. to, że starsze może jeść różne smaczne rzeczy, a nie tylko mleko: „Maluszek nie ma jeszcze ząbków i nie może zjeść ani kanapki, ani ciastka, a tobie już to wolno”. Zwracaj uwagę, że może już samo się ubierać, chodzić później spać, oglądać dobranocki i filmy.

 

Nie obiecuj zbyt wiele


Pokazuj dziecku plusy posiadania rodzeństwa, np. że będzie miało się z kim bawić, ale i powiedz uczciwie, że musi jeszcze na to trochę zaczekać. Nie wmawiaj mu, że przed nim samo pasmo radości, bo będzie rozczarowane. Powinno wiedzieć, że malutki braciszek czy siostrzyczka to nie zabawka, a odrębna osoba, która ma swoje potrzeby i wymagania. Nie wyolbrzymiaj jednak zmian, które go czekają. Daj mu czas na oswojenie się z nową sytuacją.

Autor: Anna Krasuska
Źródło: miesięcznik "M jak mama"
Artykuł pochodzi z serwisu: www.dlarodzinki.pl

sobota, 9 kwietnia 2011

Czy kreskówki rodzą agresję u dzieci?

Telewizor jest dziś prawie w każdym domu. Dorośli oglądają swoje programy, dzieci swoje. Mama zazwyczaj nie wyobraża sobie wieczoru bez serialu, co najmniej jednego, tata nerwowo przestępuje z nogi na nogę gdy w danym dniu na innym kanale jest mecz lub ciekawy kryminał, a on musi czekać na zakończenie serialu. Dziecko ogląda wieczorynkę lub bajki na płytce bądź z telewizji satelitarnej. Kult telewizora jest więc wpisany w życie większości rodzin.

Ponadto szlaban na oglądanie TV funkcjonuje jako metoda wychowawcza. „Jak będziesz grzeczny..., jak zjesz ładnie obiad..., jeśli posprzątasz zabawki w swoim pokoju... to obejrzysz bajkę” i na odwrót „jeśli nie będziesz mnie słuchał..., jeśli będziesz bił brata..., jeśli natychmiast nie pójdziesz umyć rąk... to wieczorynki nie będzie”. Zazwyczaj taka groźba działa momentalnie i dziecko po wykonanym zadaniu pyta: „ale będę mógł oglądnąć Toma i Jerrego ?
Nie tylko bajki przyciągają tak bardzo dzieci. Obserwując dziecko siedzące przed telewizorem można zauważyć, że po jakimś czasie wszystko co w danej chwili jest tam wyświetlane jest ciekawe, nawet, a może zwłaszcza reklamy, bo są kolorowe, bo mają przyciągającą melodię, bo wszyscy się uśmiechają itd. „Mamo, czy lubisz tą reklamę? Bo ja bardzo ją lubię” - słyszę nie raz od własnego syna.
Jesteśmy wszyscy uzależnieni od telewizora i trudno przekonać dziecko, że zbyt długie oglądanie bajek jest niezdrowe, jeśli sami potrafimy godzinami wpatrywać się w telewizor. Z drugiej strony skoro po całym dniu jesteśmy zmęczeni i chcemy się chwilę zrelaksować to sami chcemy coś obejrzeć albo pozwalamy dziecku na dowolną ilość bajek byle by tylko mieć trochę czasu dla siebie.
Oczywiście wielu psychologów dziecięcych i rodziców uważa, że telewizja to samo zło i powinno się ograniczyć dostęp dzieci do niej do minimum lub w ogóle wyeliminować z życia rodzinnego, ale czy to ma sens, czy sami mamy na to ochotę? Czy w czasach kiedy kontakty między rówieśnikami opierają się m.in. na znajomości bohaterów bajkowych i kolekcjonowaniu gadżetów związanych z nimi, całkowity zakaz oglądania bajek wyszedłby na dobre dziecku i jego zżyciu z kolegami?
Faktem jest, że wiele współczesnych bajek jest pełnych agresji i brutalności i czyni chłonące wszelkie informacje dziecko mniej wrażliwym na krzywdę innych. Japońskie kreskówki, takie jak Pokemony, serie Mangi i innych Anime, to samo zło i przemoc.
Ale jeśli my, rodzice poczynimy starania aby kontrolować co będą oglądać nasze dzieci i ile czasu spędzą przed telewizorem to może uda nam się wypośrodkować wady i zalety oglądania kreskówek.
Istnieje mnóstwo konstruktywnych bajek, namawiających do uczciwego postępowania, propagujących niesienie pomocy słabszym i młodszym, potępiających wyrządzanie krzywdy innym oraz zachęcających do pracy i aktywnego wypoczynku.
Czy ktoś z nas pomyślałby kiedyś żeby poczciwa Pszczółka Maja, Reksio, Krecik, Miś Uszatek, Bolek i Lolek poczyniła jakieś szkody w psychice dzieci? Albo późniejsze Smerfy i Gumisie lub obecne: Bob Budowniczy, Strażak Sam, Tomek i przyjaciele, Cars, Toy Story, Franklin czy bajki np. na MiniMini przeznaczone dla najmłodszych dzieci? Ważne jest aby dziecka nie zostawiać przed telewizorem przez wiele godzin, bo w ten sposób dziecko oderwane od kolejnej bajki zawsze będzie złe, rozdrażnione i agresywne. Lepszym rozwiązaniem jest umawianie się z nim np. na 2-3 bajki, po których musi nastąpić jakiś kolejny punkt planu dnia, jak spacer, obiad, czytanie i oglądanie książek, układanie klocków, pomoc w kuchni mamie czy majsterkowanie z tatą; ważne żeby nie odstępować od umowy. W ten sposób dziecko ma urozmaicony dzień, a konkretnie wyznaczony czas spędzony przed telewizorem nie poczyni szkód w małym, rozwijającym się umyśle.
Sprawa się komplikuje jeśli jesteśmy my lub nasze dziecko bardzo zmęczeni po intensywnym dniu lub, co gorsza, chorzy i nie mamy możliwości zorganizowania dziecku ciekawych zajęć na popołudnie czy wieczór. Wtedy pozostaje nam kontrolować jakość oglądanych przez dziecko programów bez skrupulatnych ograniczeń czasowych. Najistotniejsze jest jednak, aby nigdy nie zostawiać dziecka z pilotem w ręku "skaczącego" po kanałach i bezmyślnie wpatrującego się migające obrazy. Lepiej puścić sprawdzoną bajkę na płytce, przynajmniej mamy pewność co do jakości oglądanych przez dziecko obrazów.

onka

czwartek, 7 kwietnia 2011

Karmienie piersią czy mlekiem modyfikowanym, czy mamy wybór?

Bezsprzecznie karmienie piersią jest najlepszym i najbardziej naturalnym sposobem karmienia niemowlęcia, ale...
Obecnie każda kobieta już w ciąży jest atakowana hasłem „karm piersią”, nawet jeśli nie może, nie chce lub z innych jej znanych powodów decyduje się na karmieniem mlekiem modyfikowanym. W wielu szpitalach zaraz po porodzie czuje się w tej kwestii ogromną presję ze strony położnych i pediatrów.
Mam dwójkę dzieci i każde z nich starałam się karmić piersią. W obu przypadkach nie powiodły się moje próby. Robiłam wiele rzeczy pobudzających laktację, piłam herbatki ziołowe dla matek karmiących, ogromne ilości wody, kupiłam odciągacz pokarmu żeby pomiędzy kamieniami wzmocnić produkcję mleka i byłam pełna optymizmu, przynajmniej przy pierwszym dziecku. Po niecałych 2 tygodniach okazało się, że dziecko nie przybywa na wadze i nie przekroczyło wagi urodzeniowej. Pediatra zdecydowanie doradziła dokarmianie sztucznym mlekiem, początkowo 1-2 razy na dobę. Po 2 miesiącach karmienia mieszanego i ciągłej „walki” z laktatorem wydawało mi się, że jestem bliska sukcesu, miałam znacznie więcej pokarmu i postanowiłam zrezygnować z dokarmiania mlekiem modyfikowanym. Okazało się, że synek po całym dniu spędzonym przy piersi jest głodny i rozdrażniony, a z piersi nie da się już wyciągnąć ani kropelki. Miałam już dość. Musiałam wrócić do mleka modyfikowanego i całkiem zrezygnowałam z karmienia piersią. Sytuacja się powtórzyła przy drugim dziecku. Było mi bardzo przykro, że wszystkie koleżanki bliższe i dalsze karmią z powodzeniem piersią, a ja nie potrafię. Ponadto internistka, do której chodzę stwierdziła, że to ze mną jest coś nie tak, bo karmienie piersią jest przecież takie naturalne.
Kobiety, nie dajcie się wciągnąć w takie poczucie winy. Karmicie piersią to świetnie, ale jeśli Wam to nie wychodzi to po prostu kupcie duży zapas mleka modyfikowanego i bądźcie szczęśliwymi matkami Waszych pociech. Przecież mleka modyfikowane mają świetny skład i na pewno picie ich nie zaszkodzi Waszym dzieciom, a wprost przeciwnie, zawiera mnóstwo witamin i składników potrzebnych małemu człowieczkowi do rozwoju. Powodzenia!

onka